Czerwiec przyniósł ekstremalnie wysokie opady na południu Polski, która przyniosły lokalnie powodzie błyskawiczne oraz wezbranie na Wiśle i Odrze, a także ekstremalny opad, który zalał Warszawę. W media i ludzie zaczęli pytać ale jak to? Gdzie ta susza stulecia? Jak w trakcie suszy może dojść do powodzi? Niektórzy ironicznie komentowali, że zalała nas susza. W poniższym tekście przybliżę Wam o co w tym wszystkim chodzi.
Zanim jednak przejdę do opisywania sytuacji w czerwcu i tego co działo się wcześniej. Mam do Was zagadkę. Którego roku dotyczy to doniesienie medialne:
Mieszkańcy południowej Polski budzą się co rano z coraz większym lękiem. Sytuacja zaczęła być naprawdę poważna, bo już w nocy z wtorku na środę w wielu miejscowościach spadło powyżej 100 litrów wody na metr kwadratowy. Tak obfite opady powodują już podtopienia domów, zalewanie ulic i piwnic, a także gwałtowne wzbieranie rzek, do których wpadają przepełnione górskie strumienie.
Odpowiedź poznacie na końcu wpisu.
Trochę ponad miesiąc temu w tekście Co z tą suszą? Czy maj coś mienił? Napisałem na koniec:
„Jak widzicie na podstawie powyższych informacji, jeden miesiąc z brakiem lub niewielką suszą atmosferyczną, nie niweluje zagrożenia pozostałymi trzema typami suszy. Maj częściowo mógł załagodzić suszę rolniczą, ale jeśli powtórzy się sytuacja z zeszłego roku, że czerwiec będzie upalny i bez opadów, to rolnictwo poniesie straty, szczególnie te uprawy, które rozwijają się intensywnie w czerwcu, o czym mogliście się dowiedzieć w 23 Twarzy z #50TwarzySuszy. Susza hydrologiczna i hydrogeologiczna trwają nadal i przez maj za wiele się nie zmieniło.”
Czerwiec przyniósł jeszcze więcej opadów. Miejscami nawet ekstremalnie dużo. Problem w tym, że w wielu miejscach to było za dużo w krótkim czasie. W Małopolsce, gdzie pojawiła się pierwsza powódź błyskawiczna w ciągu 3 godzin spadło 130 mm deszczu, co stanowi około 16% rocznego opadu dla tego regionu. Czyli jeszcze 5 takich dni i normę roczną mamy wyrobioną… Problem jest taki, że takie nawalne opady nie rozwiązują problemu suszy, a jednocześnie stanowią zagrożenie powodziowe. W wielu regionach, szczególnie w terenach miejskich już mniejsza intensywność opadów powoduje podtopienia i problemy.
Źródło informacji https://www.twojapogoda.pl/
Takie sytuacje to jak wylanie wiadra wody na przesuszoną doniczkę wielkości kubka. Albo jak tygodniowa głodówka, po której jednego dnia chcemy nadrobić i ósmego dnia jemy potrójne śniadanie, potrójny obiad i potrójną kolację. Nie da się przyjąć takiej ilości w tak krótkim czasie. Dodatkowo te same czynniki, które powodują suszę przyczyniają się także do powodzi. Przede wszystkim jest to brak retencji i przyspieszenie odpływu wód opadowych. Bardzo dobrze przedstawiła to prof. Anna Januchta-Szostak (Wydział Architektury, Politechnika Poznańska) na grafikach, którą dzięki jej uprzejmości mogłem Wam pokazać w #50TwarzySuszy.
Przekształcenie krajobrazu spowodowało, że większość opadu spływa powierzchniowo do najniżej położonych miejsc w krajobrazie, którym są rzeki. Najbardziej skrajne przypadki to uszczelnione tereny miejskie oraz wykorzystywane gospodarczo tereny górskie. Natomiast w dobrze wykształconym krajobrazie retencyjnym około połowy opadów powinno wsiąkać w grunt, przeciwdziałając w ten sposób trzem typom suszy: rolniczej, hydrologicznej i hydrogeologicznej.
Ten brak retencji w połączeniu z coraz dłuższymi okresami bez opadów przerywanych nawalnymi opadami, powodują, że w rzekach mamy dominacje stanów skrajnych, a przejścia między nimi są bardzo szybkie. Tak jak to przedstawiono na drugiej grafice. Gdybyśmy mieli szeroko rozwiniętą retencję krajobrazową zgodną z zasadą 3S, o której pisałem w poprzednim tekście o suszy (Co z tą suszą? Czy maj coś mienił?) to zmiany przepływu w rzekach zachodziłyby zgodnie z zaznaczonym wskaźnikiem przepływu. Niestety antropogeniczna zmiana klimatu oraz wieloletnia niewłaściwe gospodarowanie wodą, polegające na jej szybkim odprowadzaniu z danego terenu spowodowały, że przepływu zmieniają się zgodnie z niebieską linią, a nawet coraz częściej zgodnie z przerywaną czerwoną linią.
Jak już jestem przy #50TwarzySuszy to warto przeanalizować zmienność wskaźnika SPEI. W cyklu grafik wskazywałem, że miesięczny SPEI-1 informuje o potencjale suszy atmosferycznej, SPEI-3 o potencjale suszy atmosferycznej i rolniczej, SPEI-6 o rolniczej i hydrologicznej, a SPEI-12 o hydrogeologicznej. Spójrzmy zatem na wartości tego wskaźnika na przestrzeni od 2012 roku. Dzięki nowej stronie https://esusza.pl/, z której dane pokazywałem już we wcześniejszych wpisach, możemy wygenerować sobie wykresy tych wskaźników dla dowolnego regionu w Polsce. Ja wybrałem Łódź, miejsce swojego zamieszkania. Co zatem widać na wykresach dla tego miasta?
SPEI-1 dla maja i czerwca był dodatni, zatem suszy atmosferycznej nie było. Sporo padała, temperatury nie były aż tak wysokie jak w latach ubiegłych, więc parowanie też mniejsze.
SPEI-3 tutaj na prostą zaczęliśmy wychodzić dopiero w czerwcu. W Łodzi na szczęście nie było tak nawalnych opadów jak na południu Polski, ale kilka burz też było, w tym ta, która zalała Zgierz, a zahaczyła też częściowo Łódź. Generalnie czerwiec wyglądał tak, że jak we wschodniej części miasta lało i była burza, to w zachodniej świeciło słońce, a kilka dni później na odwrót. Ot taka typowa burzowa pogoda. Dodatkowo było sporo dni ze średnim opadem. Z tego powodu tereny zielone w mieście i okolicach odżyły.
Wskaźnik ten pokazuje też z jakim problemem się mierzyliśmy, ponieważ przyjmował on wartości ujemne już od początku 2019 roku, a właściwie to wyłączając okres grudzień 2018-styczeń 2019 (na szczęście wtedy padał śnieg i mogłem zrobić badania do swojego projektu), to od lutego 2018 roku wartości SPEI-3 były ujemne. Dlatego w regionie susza rolnicza trwa już trzeci rok z rzędu.
SPEI-6 Tutaj widać, że pomimo opadów w ciągu ostatnich miesięcy wskaźnik ten dobił do okolic zera dopiero pod koniec miesiąca. Widać to też po miejskich rzekach i zbiornikach. Miejsca, które w ramach projektu dotyczącego soli drogowej monitoruję regularnie co dwa tygodnie dobrze obrazują to sytuację, szczególnie jedna lokalizacja na rzece Bzurze w Arturówku. Rok temu zbiornik przestał być zasilany rzeką, która stałą się rzeką okresową niosącą wodę tylko w okresach intensywnych opadów. Poziom wody w zbiorniku obniżał się z każdą moją wizytą, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni czerwca wody trochę przybyło, a w korycie rzeki było widać ślady silnego opadu. Jednakże do poziomu z roku ubiegłego jeszcze daleko. Pod wykresami znajdziecie zdjęcia to obrazujące.
To co wyraźnie widać jeszcze przy tym wskaźniku to stałe ujemne wartości od marca 2018 roku. Przełom 2018 i 2019 niósł cień nadziei na poprawę sytuacji, ale niestety nie udało się.
SPEI-12 pokazuje czemu poziom wód podziemnych ciągle się obniża w wielu regionach kraju. Mokry 2017 rok stworzył rezerwę, która skończyła się w okolicach maja 2018 r. A ostatnie dwa miesiące mogły lokalnie spowodować, że poziom wód podziemnych się ustabilizował, ale nadal jest poniżej średniej wieloletniej.

W dalszej części pokażę aktualne dane do z instytucji monitorujących poszczególne typy suszy, ale zanim do tego przejdę jeszcze jedna rzecz, którą bardzo dobrze pokazują poniższe wykresy, w kontekście ostatnich komentarzy i pytań. Jak widzicie największa miesięczna zmienność występuje w przypadku wskaźnika SPEI-1, a najmniejsza w SPEI-12. Jak powiążemy to z potencjalnych rozwojem poszczególnych typów suszy to mamy odpowiedź na to co działo się za naszymi oknami w ostatnich tygodniach i to co wielu ekspertów cały czas powtarza. Susza, a szczególnie jej poszczególne typy rozwijają się powoli, a wszystko zaczyna się od deficytu w bilansie opad-parowanie, czyli od suszy atmosferycznej. Taki niedobór to jak powolne głodzenie się, miesiące jemy mniej, a kolejny normalnie i tak na zmianę, co powoduje, że zaczynamy chudnąć. Podobnie jak rośliny zaczynają odczuwać deficyt wody. To m.in. dlatego na początku roku już w marcu mieliśmy zamiecie pyłowe z suchych pól czy najwyższy stopień zagrożenia pożarowego w lasach całej Polski. Tak huśtawka głodzenia się i normalnego jedzenia, powodują, że aby po kilku latach takiej diety wrócić do wagi wyjściowej, musielibyśmy miesiąc w miesiąc jeść trochę więcej niż normalnie, dlatego na początku roku meteorolodzy mówili, że potrzebujemy około 2-3 miesiące ciągłych regularnych opadów, aby zażegnać problem aktualnej suszy. Czerwiec niestety nie wpisał się w ten schemat, bo tak jak wcześniej napisałem, było tego za dużo w krótkim czasie.
To co widzimy na zdjęciach monitorowanego przeze mnie terenu to wysokie wypełnienie zbiornika w czerwcu 2019 roku. Jednakże dwa tygodnie później koryto rzeki Bzury było już puste i tak jest do dziś. W korycie widać tylko ślady intensywnych opadów, które nanoszą luźny piasek lub wymywają glebę z dna koryta. Pomiędzy liśćmi na zdjęciu z 1 lipca widać, że poziom wody trochę się podniósł, ale nadal brakuje jeszcze sporych ilości wody do stany przeciętnego wypełnienia zbiornika. W tym roku robię też regularnie od połowy maja zdjęcie na brzegu tego zbiornika – około 40 metrów od wlotu Bzury do zbiornika. 13 maja przy kawałku drewna roiło się od kijanek, a filmik możecie obejrzeć tutaj. 3 czerwca miejsce to było całkiem wysuszone, ale 1 lipca po nawalnych opadach poziom wody w zbiorniku trochę się podniósł.
Tak jak pokazywałem w poprzednim wpisie, że w Łodzi był jeden silny opad 11 maja, to kolejne silne opady mieliśmy dopiero pod koniec czerwca. Dni pomiędzy tymi datami to warunki normalne lub suche, więc idealne do rozwoju suszy. Jednak cały miesiąc czerwiec wyszedł na podstawie wskaźnika SPEI-1 w granicach normy. Jednakże łódzki krajobraz, podobnie jak inne regiony w kraju, nie był wstanie przyjąć takie dawki wody opadowej w krótkim czasie. A w północno-zachodniej Polsce prawie nie padało, więc mieliśmy w kraju jednocześnie powodzie opadowe i wezbraniowe na południu i suszę w okolicach Szczecina, co widać na poniższej mapie SPEI-1 z portalu https://esusza.pl/


Jak te opady wpłynęły na suszę rolniczą? W wielu regionach, tam gdzie opady nie były tak nawalne roślinność odżyła, ale w wielu została zalana. Niektóre uprawy rolnicze ze stanu suszy, przeszły w stan gnicia na zalanych polach. W czerwcu na FB pokazałem mapę wskaźnika wilgotności gleby dla warstwy 28-100 cm, było to tuż po pierwszych dużych opadach w Małopolsce. Jeden z komentujących napisał, że chciałby zobaczyć jak to będzie za kilka dni, bo przecież woda potrzebuje czasu, żeby wsiąknąć na tą głębokość. Owszem potrzebuje, ale biorąc pod uwagę wielkość opadu aż tak dużo się nie zmieniło, szczególnie w regionie zachodniej Polski, gdzie problem suszy istnieje od lat. Widać to też na animacji.


Mapy klimatycznego bilansu wodnego (KBW) przygotowane przez IUNG w Puławach odzwierciedlają to co działo się na mapach wskaźnika wilgotności gleby prezentowanych na stronach IMGW. Największy deficyt w regionie zachodniopomorskim, częściowo także w województwach wielkopolskim i lubuskim. Zwróćcie jednak uwagę, że niebieski kolor nie oznacza jeszcze dodatnich wartości wskaźnika KBW. Najciemniejszy niebieski to wartości wskaźnika > – 50 mm. Oznacza to, że mógł być deficyt wody na potrzeby rolnictwa (do 50 litrów na metr kwadratowy), ale mogło go też nie być. Dlatego oprócz mapy warto zapoznać się z komentarzem agrometeorologa, w którym czytamy:
W piątym okresie raportowania tj. od 1 maja do 30 czerwca 2020 roku średnia wartość Klimatycznego Bilansu Wodnego (KBW), na podstawie którego dokonywana jest ocena stanu zagrożenia suszą była dodatnia, wynosiła 31 mm. W analizowanym okresie wartość KBW uległa zwiększeniu o 32 mm w stosunku do poprzedniego okresu(21 IV-20 VI). Natomiast w stosunku do pierwszego okresu raportowania (21 III- 20 V) nastąpił wzrost KBW o 131 mm.
Obszar z największym deficytem wody wynoszący od -170 do -189 mm nie uległ zmianie i w dalszym ciągu notowany jest na terenie Pobrzeża Szczecińskiego (Uznam, Wolin, Równina: Wkrzańska, Wełtyńska, Perzycka, Wzgórze Bukowe). Na tym terenie deficyt wody w stosunku do poprzedniego okresu (21 IV – 20 VI) zwiększył się od 10 do 20 mm. Duże niedobory wody od -120 do -169 mm nadal wystąpiły w zachodniej części Pojezierza Pomorskiego oraz Wielkopolskiego, a we wschodnich rejonach tych regionów notowano deficyt wody od -50 do -119 mm. Na pozostałym terenie Polski nie notowano niedoborów wody dla roślin uprawnych. Natomiast na obszarach Pogórza Karpackiego, Beskidów Zachodnich oraz w południowej części Pojezierza Mazurskiego notowano znaczny wzrost KBW w stosunku do poprzedniego okresu raportowania nawet o 100 mm, a efektem jest na tym terenie nadmiar wody wynoszący od 100 do nawet 200 mm.

Przechodząc do suszy hydrologicznej. Tak jak pokazywałem i omawiałem to na początku, stan wody w rzekach bardzo szybko się wznosi i opada. Na dowód zobaczcie poniższe mapy. Od 21 czerwca mieliśmy wezbrania na górskich rzekach, gdzie w wielu miejscach przekroczone zostały stany ostrzegawcze (pomarańczowy) i alarmowe (czerowne). Natomiast 3 lipca w wielu miejscach już ich nie było, a 8 lipca jedynie na Odrze w niektórych miejscach są jeszcze stany ostrzegawcze. To co widać jeszcze na tych mapach to ciągłe stany niskie (czarny) oznaczające suszę w rzekach nadmorskich, w Warcie i na rzece Narew. A góry wróciły do stanów przeciętnych (niebieski) lub niskich…
Na koniec została nam susza hydrogeologiczna. Jak widzieliście po wykresach wskaźnika SPEI-12. Za dużych zmian nie należy się spodziewać w wodach podziemnych. W komunikacie PSH czytamy:
Prognoza oddziaływania zmian położenia, zasobów i zagrożenia wód podziemnych na gospodarkę wodną w zlewniach.
W okresie od 1 do 31 lipca 2020 roku przy założeniu niekorzystnych warunków meteorologicznych w okresie nadchodzących tygodni prognozuje się występowanie niżówki hydrogeologicznej w obrębie województw:
– wielkopolskiego,
-kujawsko-pomorskiego,
– mazowieckiego,
-podlaskiego,
-lubelskiego,
-opolskiego
– śląskiego.W mniejszym stopniu, lokalnie, zjawisko to może występować również na innych obszarach kraju, w tym w szczególności w województwie pomorskim, warmińsko-mazurskim, lubuskim, dolnośląskim, świętokrzyskim i małopolskim.
Na obszarach objętych niżówką mogą wystąpić utrudnienia w zaopatrzeniu w wodę z płytkich ujęć wód podziemnych (indywidualne studnie gospodarskie) oraz z ujęć komunalnych eksploatujących pierwszy poziom wodonośny. Obecna sytuacja hydrogeologiczna w kraju określa stan, w którym nie pojawią się trudności w zaopatrzeniu w wodę z komunalnych i przemysłowych ujęć wód podziemnych użytkujących głębsze poziomy wodonośne.
Na mapie przygotowanej przez PSH widać, że strefa zagrożona suszą hydrologiczną zmniejszyła się w porównaniu do prognozy, która była wydana na czerwiec, ale susza hydrologiczna nadal zagraża niektórym regionom kraju.

I na koniec zgodnie z obietnicą odpowiedź na pytanie. Fragment ten pochodzi z artykułu Newsweeka, który opisywał sytuację w maju 2019 roku, gdy podobnie jak w tym roku silne opady na południu Polski przyniosły powodzie i falę powodziową na Wiśle. A pamiętacie co się działo później, w kolejnych miesiącach? Więc niestety susza nie wyklucza powodzi, a powódź nie kończy suszy. Biorąc pod uwagę dane i obserwacje z ostatnich lat dotyczące opadów i temperatur powietrza oraz przewidywania modeli klimatycznych prawdopodobieństwo dalszego rozwoju suszy nadal jest wysokie. Może już nie grozi nam susza 50-ciolecia czy 100-lecia, ale to będzie pewnie kolejny rok z rzędu z suszą.
Artykuł z Newsweeka:
Dziękuję wszystkim, którzy wspierają moją pracę, a szczególnie Patronom, którzy poprzez darowizny wspierają dalszy rozwój mojej wodnej pasji. Możesz do nich dołączyć zostając moim Patronem lub Mecenasem
tutaj więcej informacji
Możesz też zarejestrować się poprzez poniższy formularz, aby otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach. Nie ujawnię nikomu Twojego adresu!
Cześć,
Ostatnio za czołem się interesować sposobem oczyszczenia wód Bałtyku z biogenów znasz jakieś publikacje? Ja niestety nie znalazłem nic ciekawego.
Zastanawiałem się czy by miało by sens używania wody z Bałtyku w rolnictwie tylko rozsądnie z uwagi na zasolenie lub pobieranie wody z Wisły z jej prawie końcowego biegu plusem tutaj było by brak zasolenia. Teoretycznie rośliny pobrały by biogeny i “oczyszczona” w taki sposób mogła by zasilać wody gruntowe. Co tym myślisz?
Teoretycznie Bałtyk będzie wstanie się sam oczyszczać, jak przestaniemy w niego pakować tyle zanieczyszczeń. Niestety obecne problemy to efektem braku odpowiednich działań w przeszłości .