Mam wrażenie, że zbyt mało mówimy o pestycydach. Nie tylko pod kątem artykułów na tym blogu (był jeden wpis na temat alachloru tutaj), ale ogólnie jako społeczeństwo – i to nie tylko w kontekście wody, ale także gleby, rolnictwa, zdrowia i całej przyrody ożywionej. Być może przyzwyczailiśmy się do tego, że „coś takiego” jak pestycydy „gdzieś tam” funkcjonuje i tyle. Tymczasem zagrożenie związane z obecnością pozostałości pestycydów w środowisku jest niezwykle palącym problemem naszych czasów. Problemem ekstremalnie złożonym, którego póki co nikt nie jest w stanie rozwiązać, ani nawet wnikliwie zbadać w skali naszego kraju. Dlaczego? Zapraszam do lektury.

Na początku małe przypomnienie: pestycydami nazywamy wszelkie substancje używane do zwalczania niepożądanych organizmów – głównie w rolnictwie, choć nie tylko. Przyjęło się zamiennie stosować określenie: środki ochrony roślin, jednak należy pamiętać, że termin “pestycydy” jest definicją szerszą, ponieważ obejmuje zwalczanie organizmów nie tylko szkodliwych z punktu widzenia rolniczych upraw. Oczywiście w definicji należałoby podać również podział tych substancji na herbicydy, insektycydy, fungicydy i inne -cydy, ale każdy może sobie zajrzeć do Wikipedii i tam wszystkie definicje znajdzie, a cel niniejszego artykułu wykracza nieco poza cytowanie regułek. Zatem pomijając dalsze rozwijanie wstępu, przeskakuję do konkretów:

  • Pestycydy są zaprojektowane, aby niszczyć i zabijać.

To przecież wynika z ich definicji i przeznaczenia. Zazwyczaj chodzi o konkretnie zaprojektowany związek chemiczny (bo w ogromnej większości są to substancje sztuczne, antropogeniczne), który ma wywoływać jakiś efekt (np. desykacja – takie piękne słowo!) i ma to być proces skuteczny. Pestycydy po rozpyleniu ich na polach ulegają rozcieńczeniu, wchłanianiu, absorbcji i rozkładowi, ale część z nich zostaje „na dłużej” w formie pozostałości w glebie i żywności. Dobrym tego przykładem są obecnie nadal badane i wykrywane niektóre pestycydy chloroorganiczne wycofane z obrotu już w latach 70tych XX wieku (np. Lindan czy DDT) ! Należy jeszcze wspomnieć o tym, że niektóre pochodne środków ochrony roślin jako metabolity tych substancji są nierzadko jeszcze bardziej toksyczne, czy kancerogenne od związków wyjściowych. Ponadto duża część pestycydów migruje do wód podziemnych, bądź jest spłukiwana do cieków wodnych i rzek. Istnieje ryzyko, że po części może tą drogą migrować do naszych studni i kranów.

  • Nie da się uciec od pestycydów.

Na dzień dzisiejszy nie można tak po prostu z pestycydów zrezygnować. Rolnictwo musi istnieć, aby istniały społeczeństwa i ogólnie ludzkość. Proszę pamiętać, że coraz większa część ludzi w skali globalnej jest mieszkańcami miast i fizycznie nie ma nawet przysłowiowego ogródka za domem. Ludzkość nie wyżywi się sama, w sensie indywidualnie, bez wielkoobszarowego rolnictwa, a takie rolnictwo, na dzień dzisiejszy, nie ma racji bytu bez stosowania pestycydów. Nawet jeśli założymy, że cała ludzkość zacznie żywić się płodami rolnymi pochodzącymi z wielkoobszarowych, ale ekologicznych upraw, to należy mieć na uwadze, że po pierwsze: nie wszystkich będzie na to stać, a po drugie: ekologiczne uprawy potrzebują odpowiednich gleb wolnych od pozostałości pestycydów. Uprawy takie nie mogą znajdować się w bliskim sąsiedztwie terenów zurbanizowanych czy uprzemysłowionych. Na dzień dzisiejszy nie jest to możliwe i takie podejście wymagałoby remediacji gruntów na wielką skalę lub… wycięcie wszelkich lasów pod uprawy. W pierwszej opcji – niewykonalne, w drugiej – absurdalne. 

  • Skala i różnorodność używanych pestycydów poraża:

Rynek handlu środkami ochrony roślin, nie tylko w Polsce, jest obszarem prawnie regulowanym i nie można wprowadzać do handlu dowolnych substancji. Z tego względu dosyć dużo substancji już wycofano z użycia. Ale czy to jest uspakajająca wiadomość? Niezupełnie. Na dzień dzisiejszy (piszę ten artykuł w marcu 2021) na terenie Polski, do obrotu dopuszczonych jest przez Ministra Rolnictwa: 2529 produktów, a to się przekłada na prawie 300 różnych substancji czynnych, które można kupić i zaaplikować na dane uprawy. Aktualny rejestr środków ochrony roślin można obejrzeć na rządowej stronie tutaj. Oczywiście, że wśród tych substancji są takie jak olejek miętowy, czy tłuszcz owczy, ale nie czarujmy się – w ogromnej większości jest to chemia mająca znamiona trwałych zanieczyszczeń organicznych.

W pestycydowym labiryncie nie ma wyjść ewakuacyjnych...

Druga oczywistość jest taka, że wśród tych substancji, są te w miarę bezpieczne dla człowieka i środowiska, ponieważ mają np. krótki czas rozpadu, ale w większości przypadków są to substancje droższe lub mniej skuteczne niż „twarda chemia”, a wiemy, że statystyczny dyskontowy klient, chce kupić tanie i ładne warzywa czy owoce. Od razu zaznaczam, że absolutnie nie sugeruję tutaj, że płody rolne w dyskontach są skażone i niebezpieczne, ponieważ wiemy, że podlegają one badaniom i określonym dopuszczeniom do sprzedaży, natomiast liczne badania wykazują, że dosyć istotny odsetek produktów zawiera w swoim składzie pozostałości substancji z grupy ŚOR, a taka informacja i tak nie daje nam pełnej wiedzy na temat tego jakie substancje i w jakich ilościach zostały użyte, aby dany produkt mógł znaleźć się w naszym koszyku zakupowym. Jest jeszcze kolejna przytłaczająca liczba: Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w 2018 roku sprzedano na terenie naszego kraju ponad 23 tysiące ton substancji czynnych będących składnikami środków ochrony roślin [1]. Korzystając z tego samego rocznika wiemy, że grunty orne i sady w 2019 roku zajmowały powierzchnię prawie 14 milionów hektarów. Po prostym przeliczeniu mamy: na każdy metr kwadratowy użytków rolnych przypada 164 mg substancji czynnej w skali roku. Oczywiście taka średnia jest zdecydowanie odległa od realiów, bo wiadomo, że różne środki ochrony roślin stosuje się na różne uprawy, o różnych porach roku. Nie wiemy też dokładnie jak poszczególne rodzaje gleb absorbują dane substancje oraz w jakim stopniu dany związek chemiczny ulega rozkładowi w określonym przedziale czasu, ale daje to nam podstawy określania potencjału ryzyka. Możemy symulację ciągnąć dalej: Załóżmy, że 10% użytych w rolnictwie pestycydów migruje do wód gruntowych, a w skali roku spada 600 mm opadów, czyli na każdy metr kwadratowy powierzchni spada 600 litrów wody. Po obliczeniach otrzymujemy 27 µg substancji czynnej w jednym litrze wody.  Jeszcze raz zaznaczam, że takie „przeliczenia” nie mogą być podstawą do wyciągania precyzyjnych wniosków, ponieważ większość założeń jest zbyt nieprecyzyjna. Niezależnie od tego pamiętajmy, że dopuszczalna wartość pestycydów w wodzie przeznaczonej do spożycia wynosi… 0,1 µg w litrze wody, czyli 100 nanogramów/litr [2]. Z pewnością jest to dobre pole do dalszych badań, ale przysłowiowym gołym okiem widać, że potencjał zanieczyszczenia środowiska pozostałościami pestycydów jest ogromny i prawdopodobnie gdzieś jest jakaś „luka prawna”, która nie pozwala nam dostrzegać skali zagrożenia. A skoro już o prawie wspomniałem, to:

  • Legislacja jest niespójna i nie nadąża za wyzwaniami.

Na temat pestycydów udało mi się ostatnio przeprowadzić bardzo ciekawą rozmowę z Pawłem Kotem (Business Development Manager, Laboratorium i2 Analytical, Ruda Śląska). Mój rozmówca jednoznacznie wskazywał, że temat pestycydów jest zagadnieniem wymagającym szerszej dyskusji, natomiast w kontekście legislacji:

Polska jest jednym z niewielu krajów w Europie, gdzie kwestia gruntów jest oddzielona prawnie od kwestii wód gruntowych

W opinii Pawła Kota błędem metodycznym jest fakt, że Rozporządzenie [3] bierze pod uwagę tylko matryce glebowe. Ponadto mój rozmówca stwierdził, że wielokrotnie spotkał się ze zdziwieniem osób z zachodniej Europy, że my w Polsce te sprawy traktujemy oddzielnie. Należy dodać, że jest on osobą, która nie tylko „siedzi w branży”, ale również ma doświadczenie pracy w innych krajach. Jeśli chodzi o rozporządzenie o którym wspomniał Paweł Kot, należy również mieć na uwadze, że nakazuje ono badania gruntów pod kątem pestycydów dla następujących parametrów: DDT/DDE/DDD, Aldryna, Dieldryna, Endryna, α,β,γ-HCH, Carbaryl, Carbofuran, Maneb, i Atrazyna. Kto zna temat, od razu odgadnie, że są to substancje dawno wycofane z użycia! Oczywiście, dobrze że bada się grunty pod tym kątem, bo w dużym stopniu są to substancje niezwykle trwałe, ale ze względu na to, że nie są już one dawno stosowane – ryzyko skażenia nimi gleb jest małe (poza pewnymi specyficznymi obszarami) i z roku na rok coraz mniejsze.  Jeśli chodzi o Rozporządzenie w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia, sytuacja jest chyba jeszcze bardziej kuriozalna. Wymaganie tego aktu prawnego jest niby bardzo dobrze sformułowane: Należy badać wszystkie organiczne: insektycydy, herbicydy, fungicydy, nematocydy, akarycydy, algicydy, rodentycydy, slimicydy, a także produkty pochodne (m.in. regulatory wzrostu) oraz ich pochodne metabolity, a także produkty ich rozkładu i reakcji. Jak do tej pory wszystko piękne, ale jest dopisek:

Należy oznaczać jedynie te pestycydy, których występowania w wodzie można oczekiwać w danej strefie zaopatrzenia w wodę

Zatem ja się teraz pytam – na jakiej podstawie należy oczekiwać ? Kto ma oczekiwać ? I co jeśli te oczekiwania są, hmm, mocno subiektywne ?

  • Uwagi końcowe

Powiem szczerze, że moim początkowym zamysłem było syntetyczne ujęcie kwestii zagrożenia pestycydami wód, w jednym zwartym artykule. Niestety temat się mocno rozrósł i myślę, że na dzisiaj tutaj zakończę. Nie obiecuję, ale przy sprzyjających okolicznościach zapewne pociągnę ten temat w dalszych postach. Jeśli ktoś z Szanownych Czytelników Świata Wody dotarł, aż tutaj – gratuluję. Zachęcam do odzewu i proponowania o czym w tym kontekście chcielibyście jeszcze usłyszeć. Jestem w zupełności świadomy, że nie wspomniałem tutaj m. in. o Państwowym Monitoringu Środowiska i kwestii pestycydów ujętych w tym świetle.

Wesprzyj naszą działalność darowizna na portalu Patronite – więcej informacji w liku https://patronite.pl/%C5%9AwiatWody

Literatura

[1] Warszawa 2020, Główny Urząd Statystyczny, Rocznik Statystyczny Rolnictwa, ISSN 2080-8798,

[2] Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 7 grudnia 2017 r. w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi,

[3] Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 1 września 2016 r. w sprawie sposobu prowadzenia oceny zanieczyszczenia powierzchni ziemi.