W poprzednim wpisie podzieliłem się z Wami rozszerzoną wersją tekstu, którą przygotowałem na potrzeby raportu. Teraz podzielę się wrażeniami po przeczytaniu całego raportu oraz wrażeniami ze spotkania online, które odbyło się w dniu premiery. Tekst miał być relacją i podsumowaniem, ale po jego skończeniu doszedłem do wniosku, że dobrze nadaje się do cyklu fakty i mity – bo obala wiele mitów krążących wokoło energetyki wodnej.
Na początek kilka słów ogólnych o raporcie. Na uwagę zasługuje fakt, że prezentowane są w nim stanowiska i doświadczenia różnych stron. W podrozdziałach możemy poznać głos administracji i instytucji międzynarodowych, ujęcie branżowe, ujęcie naukowe, głos organizacji pozarządowych i głos biznesu. Mamy więc szeroki przekrój różnych spojrzeń na zagadnienie Małej Energetyki Wodnej (MEW), co jest ważne przy dążeniu do zrównoważonego rozwoju.
Zacznijmy od ujęcia mi najbliższemu, czyli jak nauka postrzega MEWy.
W pierwszym tekście dr inż. Paweł Gajda (Rada klimatyczna UN Global Compact Network Poland) wskazuje, że: „o ile pewien rozwój małych elektrowni wodnych w Polsce jest pożądany, oczywiście pod warunkiem minimalizowania ich wpływu na środowisko wodne, to nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu nie odegrają one istotnej roli w transformacji polskiej energetyki w kierunku źródeł niskoemisyjnych.”
Potwierdzają to słowa Piotra Melera (Prezes Zarządu Energa OZE S.A.), który w trakcie spotkania online powiedział, że całkowity potencjał energetyki wodnej w Polsce szacowany jest na ok. 1GW, podczas gdy w szczycie Polska potrzebuje ok. 27GW – energetyka wodna (całą a nie tylko MEWy) jest zatem zapewnić 3,7% zapotrzebowania i ten potencjał jest już w dużym stopniu wykorzystany. Pan Meler zwraca też uwagę, na rolę MEWów jako magazynów energii (do MEWów zaliczamy też elektrownie szczytowo-pompowe) – lokalnych i rozproszonych, które pełnią ważna rolę w stabilizowaniu pików mocy wytwórczych.
Kolejnym głosem nauki jest prof. dr hab. inż. arch. Ewa Krogulec (Rada klimatyczna UN Global Compact Network Poland), która zwraca uwagę na aspekty ilości i jakości wód podziemnych w otoczeniu energetyki wodnej. W zależności od lokalnych warunków hydrogeologicznych MEWy mogą zwiększać lub zmniejszać lokalne zasoby wód podziemnych. Przesłanie prof. Krogulec jest ważnym głosem w dyskusji, bo zwolennicy MEWów często przytaczają argument, ze energetyka wodna to poprawa retencji, a jak widać to nie jest taka zero-jedynkowa zależność prawdziwa w każdej lokalizacji.
Następnie dr hab. Andrzej Mikulski (Rada klimatyczna UN Global Compact Network Poland) zwraca uwagę na ważny aspekt energetyki wodnej: „Liczne prace naukowe i opracowania przeglądowe pokazują, że energia wodna, przynajmniej ta pozyskiwana preferowanymi aktualnie metodami wymagającymi przegradzania rzek, nie zasługuje na miano „zielonej” (Gipson i in 2017).”
W tym miejscy ponownie odniosę się do wypowiedzi Pana Melerea, który słusznie zauważył, że każde źródło energii wywiera wpływ na środowisko, a w dobrze źródeł zdekarbonizowanego miksu energetycznego ważne jest wybranie źródeł o jak najmniejszym wpływie na środowisko.
Ponadto w dalszej część swojego tekstu Andrzej Mikulski zwraca uwagę na kolejny ważny aspekt, czyli fałszywe założenie o zerowej emisyjności energetyki wodnej: „Według najnowszych badań służące pozyskiwaniu energii zbiorniki zaporowe emitują rocznie metan, dwutlenek węgla i inne gazy cieplarniane w ilości w przybliżeniu odpowiadającej 1,07 gigatonom dwutlenku węgla (Harrison i in. 2021). […] Dotyczy to nie tylko, jak się pierwotnie wydawało, dużych zbiorników tropikalnych, ale także tych, leżących w naszej strefie klimatycznej (Trojanowska i in 2009), a także zbiorników małych (Waldo i in. 2021).”
W kontekście powyższego wydawać by się mogło, że jak budować hydroenergetykę to najlepiej na rzekach o dużych spadkach, gdzie najmując podobną powierzchnię co na nizinach, możemy wyprodukować znacznie więcej energii, przez co bilans korzyści-strat jest lepszy i łatwiej zaakceptować straty środowiskowe. Jednak jak wskazuje dr inż. Grzegorz Radtke (Zakład Ryb Wędrownych, Instytut Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza w Olsztynie), właśnie lokalizacja MEWów na rzekach o dużych spadkach powoduje straty w najcenniejszych gatunkach ryb. Swój tekst dr Radtke kończy następującym podsumowaniem: „Elektrownie wodne określone są jako przedsięwzięcia mogące znacząco oddziaływać na środowisko, wobec czego wymagane są odpowiednie procedury i oceny środowiskowe. Szczególną troską powinny być objęte najcenniejsze odcinki rzek w tym te włączone w obszary chronione oraz zasiedlone przez reofilne, rzadkie i chronione gatunki ryb. Uwzględniając istotne i trwałe straty przyrodnicze oraz niską wydajność i wysokie koszty inwestycji wobec innych OZE (np. turbin wiatrowych), ocena możliwości dalszego rozwoju MEW powinna uwzględniać zarówno wysokie koszty środowiskowe jak i ograniczone zyski energetyczne”.
Zwolennicy MEWów i ogólnie piętrzeń na rzekach w celu zwiększenia retencji argumentują, że przepławkami załatwiamy problem migracji. Praktyka i badania pokazują jednak, że nawet bardzo dobrze zaprojektowana przepławka nie zapewnia migracji właściwej dla przegrodzonej rzeki i liczebność ichtiofauny, a ponadto nie niweluje innych problemów wynikających z istnienia przegrody – więcej pisałem o tym w relacji z konferencji PotamON (Ciągłość ekosystemów rzecznych – konferencja PotamON 2019).
Prof. dr hab. inż. arch. Elżbieta Dagny Ryńska (Rada klimatyczna UN Global Compact Network Poland) zwraca uwagę, że „woda nie jest zwykłym produktem komercyjnym, ale raczej elementem naszego dziedzictwa, które powinno być chronione i traktowane jako coś wyjątkowego. Jednocześnie, inwentaryzacja ujawniła 30.172 budowli wodnych na terenie Europy, z czego 21.387 już istnieje, 8.507 jest planowanych do realizacji, a 278 jest w realizacji (EEA 2018).” I w dalszej części „Badania (Lange et al. 2018) wskazują na liczne negatywne efekty rozwoju wodnej energii na terenie Europy, gdzie liczba już istniejących budowli jest bardzo wysoka, a zasięg oddziaływania często ingeruje w tereny chronione. Jest to jednym z powodów, dla których brak jest uzyskania zadowalających wskaźników w ramach wytycznych RDW. Mały rozmiar hydroelektrowni pozwala na realizację w miejscach mało dostępnych np. strumieniach alpejskich stanowiących zbiorniki endemicznej flory i fauny przystosowanej do specyficznych parametrów życia. Wprowadzane zmiany obniżają endemiczną biodywersyfikację umożliwiając dostęp dla organizmów inwazyjnych (Lange et al., 2018). Takie destrukcyjne zjawiska zostały zaobserwowane na kilku europejskich rzekach. W Belgii, w rzece Lhome nastąpiło 50-59% obniżenie biomasy rybnej w ciągu 4 lat od uruchomienia hydroelektrowni. Podobnie, w Republice Czech, jazy spowodowały powstanie migracyjnych barier dla pstrąga potokowego oraz odmian łososia. W Portugalii, realizacja elektrowni przepływowych spowodowała gromadzenie się osadów oraz odpadów organicznych mających wpływ na liczbę bezkręgowców (Anderson et al., 2015).” Prof. Ryńska zwraca też uwagę, że budowa nowych obiektów (poprzez przegradzanie rzek) nie powinna w ogóle być prana pod uwagę, bo oprócz celów polityki energetycznej mamy też cele związane ze strategią bioróżnorodności, a budowa MEWów (poprzez tworzenie nowych przegród) grozi nieosiągnięciem celów wyznaczonych przez Europejski Zielony Ład.
Dr inż. Przemysław Szulc i Dr hab. inż. Janusz Skrzypacz, prof. (Wydział Mechaniczno-Energetyczny, Katedra Inżynierii Konwersji Energii, Politechnika Wrocławska) skupiają się na technicznych aspektach MEWów. Wskazują, że energetyka wodna „należy do OZE o największej sprawności (przekraczającej 90% w zależności od wielkości maszyny).” Jednocześnie „W Polsce potencjał hydroenergetyczny szacowany jest na około 23-25 TWh/rok, z czego około 50% to zasoby możliwe technicznie do wykorzystania [..] zużycie energii elektrycznej w naszym kraju (dane z 2020 roku) wynosi około 165,5 TWh, zatem całkowite wykorzystanie zasobów hydroenergetycznych technicznie uzasadnionych stanowiłoby zaledwie 7,5% całkowitego zapotrzebowania na energię elektryczną. Autorzy wskazują, na dwie równoległe ścieżki rozwoju hydroenergetyki – pierwsza to duże elektrownie szczytowo-pompowe, które miałyby zapewnić stabilność funkcjonowania systemu elektroenergetycznego przy rosnącym udziale pozostałych źródeł OZE, charakteryzujących się nieprzewidywalną produkcją (energia ze słońca i wiatru), druga to wykorzystanie MEW jako systemu rozproszonej produkcji energii i wykorzystanie istniejących już piętrzeń (bez budowy nowych) – szacuje się, że w Polsce jest około 8000 potencjalnych lokalizacji z istniejącymi piętrzeniami do wykorzystania jako MEW.
W dalszej części wypowiadają się przedstawiciele organizacji pozarządowych. Najpierw Remigiusz Nowakowski i Roman Gabrowski (przedstawiciele DISE Energy), którzy wskazują na potrzebę uproszczenia procedur administracyjnych dla przedłużania pozwoleń dla istniejących obiektów. Ponadto na potrzebę modyfikacji procedur zmian w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego w sposób umożliwiający sprawne wydanie decyzji o warunkach zabudowy oraz usprawnienie procedury uzyskania warunków przyłączenia do sieci elektroenergetycznej (gwarantowany dostęp do sieci), a także samo uznanie MEW za inwestycję celu publicznego. Panowie wskazują także: „Zbudowanie elektrowni wodnej, która wykorzystywałaby istniejące już uwarunkowania terenu jest kosztowne, ale na pewno tańsze niż budowa elektrowni konwencjonalnej. W skali roku, elektrownie wodne mają zmienną wydajność, lecz zdecydowanie bardziej przewidywalną niż w przypadku elektrowni słonecznych czy wiatrowych. Dzięki zbiornikom retencyjnym, elektrownie wodne mogą zapobiegać znacznym wahaniom poziomów wód.”. Wskazują, też, że MEWy poprawią sytuację hydrologiczną zwiększając poziom retencji w naszym kraju. W kontekście wcześniejszych informacji od prof. Ewy Krogulec, to założenie jest zbytnim uproszczeniem i uogólnieniem, bo bez analizy lokalnych warunków nie wiadomo czy będzie zwiększona retencja. A biorąc pod uwagę mój wcześniejszy tekst mówimy tylko o wycinku obiegu wody i retencji „końca rury” a nie jej początku (więcej w tekście Liczbowy Matrix – Zasoby wody w Polsce na tle Europy)
Dylematy wokoło rozwoju MEWów można bardzo dobrze podsumować krótkim stwierdzeniem Dr inż. Marta Wiśniewska (Polska Zielona Sieć): „Rozwój energetyki wodnej jest przedmiotem dyskusji na poziomie Unii Europejskiej i w poszczególnych krajach członkowskich. Jej przyczyną są identyfikowane rozbieżności pomiędzy celami rozwojowymi OZE a wysiłkami na rzecz powstrzymania utraty różnorodności biologicznej. Mamy liczne dowody negatywnego wpływu hydroenergetyki na środowisko. Energetyka wodna, w tym i małe elektrownie wodne (MEW), co przyznaje Komisja Europejska, jest jednym z głównych źródeł degradacji hydromorfologicznej rzek i istotną przeszkodą w osiąganiu celów środowiskowych Ramowej Dyrektywy Wodnej (RDW).”
Głosem branżystów przemawiają Jerzy Kujawski (Współwłaściciel, Małe Elektrownie Wodne) i Ewa Malicka (Prezeska, Towarzystwo Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych). Jerzy Kujawski dzieli się z nami swoim doświadczeniem (posiada 6 MEWów i buduje 3 kolejne), że „największą przeszkodą do pokonania przez inwestora jest uzyskanie wymaganej ustawą decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Kolejne decyzje tj. O warunkach zabudowy, wodnoprawna i budowlana wymagają załączenia do wniosku decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Niemożliwe jest uzyskanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach na obszarze Natura 2000, która obejmuje 90% rzek i terenów przyległych.”.
Ewa Malicka również wskazuje, że decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach jest czynnikiem spowalniającym rozwój MEWów, ale jednocześnie wskazuje, że ich rozwój powinien być realizowany przede wszystkim na istniejących piętrzeniach, więc tu mamy nić porozumienia pomiędzy wymogami środowiskowymi i celami strategii bioróżnorodności, a celami związanymi z dekarbonizacją energetyki. Autorka wskazuje też, że prawny wymóg sporządzenia raportu z oceny oddziaływania na środowisko (OOŚ) dla każdej inwestycji związanej z energetyką wodną (niezależnie od wielkości elektrowni wodnej) jest zakresem nieproporcjonalnie duży w stosunku do faktycznego zakresu inwestycji. W tym miejscu warto jednak zwrócić uwagę na inną nieprecyzyjność zapisów, a mianowicie o rozgraniczaniu wielkości hydroenergetyki. Obecnie głównym kryterium podziału jest moc hydroelektrowni, a nie wielkość przegrody czy zasięg oddziaływania tej inwestycji, a w przypadku rzek możemy mieć spory liniowy obszar oddziaływania. Szerzej opisywałem to w swoich wcześniejszych tekstach (m.in. Środowiskowe wyzwania małych elektrowni wodnych (MEW)).
Ewa Malicka wskazuje też, że: „jeśli podczas oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko wykazano by, że realizacja inwestycji może zagrażać osiągnięciu celów środowiskowych wynikających z RDW wówczas inwestycja musiałaby spełnić przesłanki uzyskania derogacji wynikającej z art. 4.7 RDW”. Aby taki zapis można zastosować inwestycja musiałaby mieć status inwestycji celu publicznego, czego dużym zwolennikiem jest m.in. Jerzy Kujawski.
Jednak w kontekście przytoczonego na początku głosu nauki wskazywanie inwestycji w MEWy jako działania mającego „wyższy” cel jest moim zdaniem zbyt optymistycznym patrzeniem na bilans korzyści-strat inwestycji w MEWy. Aby lepiej przeanalizować to zagadnienię, przytoczę zapis artykułu 4 punkt 7 z Ramowej Dyrektywy Wodnej:
„7. Państwa Członkowskie nie naruszają niniejszej dyrektywy, gdy:
– nieosiągnięcie dobrego stanu wód podziemnych, dobrego stanu ekologicznego lub, gdzie stosowne, dobrego potencjału ekologicznego lub zapobieganie pogarszaniu się stanu części wód powierzchniowych czy podziemnych jest wynikiem nowych zmian w charakterystyce fizycznej części wód powierzchniowych lub zmian poziomu części wód podziemnych, lub
– niezapobieganie pogorszeniu się ze stanu bardzo dobrego do dobrego danej części wód powierzchniowych jest wynikiem nowych zrównoważonych form działalności gospodarczej człowieka
i spełnione są wszystkie następujące warunki:
a) zostały podjęte wszystkie praktyczne kroki, aby ograniczyć niekorzystny wpływ na stan części wód;
b) przyczyny tych modyfikacji lub zmian są szczegółowo określone i wyjaśnione w planie gospodarowania wodami w dorzeczu wymaganym na mocy art. 13, a cele podlegają ocenie co sześć lat;
c) przyczyny tych modyfikacji lub zmian stanowią nadrzędny interes społeczny i/lub korzyści dla środowiska i dla społeczeństwa płynące z osiągnięcia celów wymienionych w ust. 1, są przeważone przez wpływ korzyści wynikających z nowych modyfikacji czy zmian na ludzkie zdrowie, utrzymanie ludzkiego bezpieczeństwa lub zrównoważony rozwój; oraz
d) korzystne cele, którym służą te modyfikacje lub zmiany części wód, nie mogą, z przyczyn możliwości technicznych czy nieproporcjonalnych kosztów być osiągnięte innymi środkami, stanowiącymi znacznie korzystniejszą opcję środowiskową.”
O ile w przypadku podpunktów a i b – to kwestia odpowiedniego opisania tego w dokumentach dot. gospodarki wodnej, to w podpunktach c i d sprawa nie jest już tak oczywista. Patrząc na treść podpunktów c i d widać, że inwestor powinien udowodnić nadrzędny interes społeczny i/lub wskazać, że korzyści przewyższają straty. Patrząc na głos nauki widzę, że w przypadku MEWów straty są wyższe niż korzyści, a jak wskazuje dr inż. Grzegorz Radtke:
„Spośród 771 elektrowni wodnych w Polsce (dane za rok 2019), niemal 99% tej liczby stanowią MEW o mocy <10MW, w tym największy udział mają tzw. mikroelektrownie (<0,3MW) – w skali kraju moc wszystkich 587 mikroelektrowni odpowiada liczbie ok. 20 turbin wiatrowych o mocy zainstalowanej po 2MW każda.„
Mamy zatem alternatywę (podpunkt d) art. 4.7.), która w znacznie mniejszym stopniu oddziałuje na środowisko. W kontekście strat środowiskowych generowanych przez MEWy, łącznie z mitycznym aspektem zeroemisyjności gazów cieplarnianych, oraz istnienia bardziej przyjaznych środowisku alternatyw nie zalecałbym zbytniego upraszczania procedur w tworzeniu nowych MEWów. O ile w przypadku modernizacji istniejących (zwiększenie wydajności, zmniejszenie strat itp.) uproszczenie procedur powinno być wdrożone, łącznie z analizą możliwości zmniejszenia opłat za usługi wodne – skoro energetyka konwencjonalna oparta na węglu jest z wielu opłat zwolniona, to czemu korzystniejsze MEWy mają ponosić takie opłaty?
Zatem wydawać by się mogło, że potencjalnych lokalizacji dla MEWów, gdzie korzyści przewyższą straty nie będzie za wiele, ale niestety diabeł tkwi w szczegółach w dodatku prawnych i praktycznych. Niestety Ramowa Dyrektywa Wodna przypomina smaczny ser szwajcarski z dziurami. Tymi dziurami jest. Ponieważ zakres odstępstw nie jest szerzej omawiany w raporcie skonsultowałem ten temat z Krzysztofem Okrasińskim z firmy Zielone Oko. Dowiedziałem się, że w świetle obowiązujących zapisów inwestor MEW powinien nie tylko pokazać przewagę korzyści nad kosztami (stratami), ale i nad korzyściami z osiągnięcia celów środowiskowych wyznaczonych RDW, zatem korzyści z MEWów musiałby być wyższ od korzyści z wód o dobrym stanie/potencjale ekologicznym – czyli mamy jeszcze wyżej podniesioną poprzeczkę. I tu dochodzimy do dziury w serze. Po pierwsze koszty i korzyści można policzyć na wiele różnych sposobów. Po drugie nie wiadomo do jakiej skali odnieść rozpatrywanie braku alternatyw.
„Czyli: jest firma, która chce zrobić MEW i będzie kolizja z celem środowiskowym (co w zasadzie nie jest oczywiste), więc m.in. trzeba udowodnić, że nie ma lepszych alternatyw dla celu inwestycji. Firma się interesuje wyłącznie MEW, a nie energią słoneczną/wiatrową, i interesuje się tą konkretną działką nieruchomości, a nie żadną inną. Więc: skoro interesują się wyłącznie MEW w konkretnej lokalizacji, to urząd nie znajdzie podstaw prawnych by narzucić im rozpatrywanie alternatyw w postaci paneli/wiatraka/innej lokalizacji. Inwestor mógłby się zasłonić dyrektywą OOŚ która mówi, że zakres analizy wariantowej powinien być ograniczony do alternatyw rozpatrywanych przez inwestora. A więc: alternatywy muszą być przeanalizowane, ale w praktyce – wyłącznie w odniesieniu do rozwiązań konstrukcyjnych MEW, terminów realizacji, możliwych działań minimalizujących itp.”
Jak widać w praktyce zasada „myśl globalnie, działaj lokalnie” nie działa. Co więcej ta sytuacja przypomina mi brak pełnego bilansowania poboru wody i zrzutu ścieków przed powstaniem Wód Polskich, gdy pozwolenia wodnoprawne były w gestii starostw powiatowych, których granice przecież nie pokrywają się z granicami zlewni.
Podsumowując w kontekście wszystkich powyższych wyzwań, argumentów za i przeciw rozwojowi MEWów – budowa nowych obiektów powinna być dopuszczalna tylko na istniejących piętrzeniach, ale bez zbytniego upraszczania procedur, bo należy przeanalizować czy istnienie takiego piętrzenia jest zasadne w kontekście wyzwań hydrologicznych i bioróżnorodności, a dopiero w dalszej kolejności rozpatrywać należy możliwość utworzenia MEW. I jak wskazuje Marta Wiśniewska:
„Generalnie, pod uwagę mogą być brane tylko instalacje najnowocześniejsze, wyposażone we wszelkie najnowsze zdobycze myśli naukowej, dla redukcji negatywnego oddziaływania na środowisko. Jako konieczność należy przyjąć zamknięcie obszaru wejścia w strefę turbin powodujących śmierć lub zranienie ryb ekranem fizycznie uniemożliwiającym zassanie ryb. Elektrobariery, jako urządzenia o udowodnionej niskiej skuteczności, mogące stanowić zagrożenie dla organizmów wodnych, nie mogą być stosowane. Jedynymi akceptowanymi rozwiązaniami zapewniającymi drożność urządzenia dla migracji ryb są te zapewniające dwukierunkową (w dół i w górę rzeki) migrację na poziomie bardzo dobrym. Wyznaczone dla urządzeń wodnych, na których zlokalizowane są elektrownie wodne, przepływy biologiczne muszą być zgodne z naturalnymi hydrogramami.“
Niemal dekadę na forum UE temu proponowano, by w oparciu o dialog z różnymi interesariuszami określić obszary „no-go” (na których energetyka wodna nie będzie rozwijana). Dobrym punktem wyjścia do stworzenia takiej listy w Polsce mogłaby być opracowanie dot. drożności rzek dla wędrówek ryb, w którym wymienia się te kluczowe dla zachowania populacji ryb. Są to: Słupia, Łupawa, Łeba, Reda, Drwęca, Wisła, Narew, San, Wisłok, Wisłoka Dunajec, Raba, Skawa, Soła, Wieprza, Grabowa, Rega, Parsęta, Noteć, Gwda, Drawa, Odra, Nysa Łużycka, Bóbr, Kwisa, Kaczawa, Nysa Kłodzka, Biała Lądecka.” W trakcie premiery raportu wypowiedzieć mogli się niektórzy autorzy raportu, a także prof. dr hab. Robert Czerniawski (Instytut Biologii, Uniwersytet Szczeciński), którego tekst publikowaliśmy na blogu (Czy czysta energia rzeki jest rzeczywiście czysta?). Profesor podsumował wyraźnie, że tworzenie przegród na rzekach zmienia rzekę w kierunku zbiornika wodnego, także w kontekście małych przegród. Zwrócił uwagę także na kolejny mit powielany przez zwolenników MEWów, że poprawiają natlenienie wody. Wskazał, że w realizowanych przez niego i jego zespół badaniach nie udowodniono pozytywnego wpływu na warunki tlenowe i co ważne badania zrealizowane w naszych polskich warunkach. W kontekście tego ponowne przytoczenie mitu poprawy natlenienia przez dyrektora Gajdę (przedstawiciela Energa) wydaje się być kuriozum. Ponadto w swojej wypowiedzi Piotr Meler wskazuje, że dzięki MEW wyłapywane są ogromne ilości odpadów – i znów niestety za argumentację podaje się działanie „końca rury” – bo te odpady to w większości śmieci, które zamiast trafić do środowiska, powinny trafić do kosza, a usuwanie tych odpadów jest obowiązkiem właściciela piętrzeń. Obaj przedstawiciele Energa wskazują słusznie, że to nie MEW są problemem, a piętrzenia, jednak zręcznie pomijają fakt, że MEWy potrzebują piętrzeń. Taka argumentacja to trochę jak zrzucanie winy za emisje spalin na silnik samochodu, a nie na samochód jako całość. Faktem jest, że MEWy w postaci elektrowni szczytowo-pompowych, czy ulokowane obok rzek, a nie poprzez ich przegrodzenie dałoby się stworzyć bez przegradzania rzek, ale szczególnie w przypadku tych drugi zmniejsza to ich efektywność, a więc i czas zwrotu z inwestycji co może prowadzić to jeszcze mniejszej atrakcyjności MEWów. Nie będę się w tym miejscu szerzej rozwodził nad słowami wypowiadanymi przez pozostałych uczestników spotkania online, bo najlepiej jakby mogli się odnieść do kontrargumentów w klasycznej debacie, na którą zabrakło miejsca w trakcie minionego spotkania. Zostawiam Was z lekturą raportu i obejrzeniem nagrania z tego spotkania, abyście na podstawie tego szerokiego przeglądu różnych stanowisk mogli wyrobić własną opinię.
Wcześniej w temacie MEWów ukazały się teksty:
Środowiskowe wyzwania małych elektrowni wodnych (MEW)
Wspólny środowiskowy mianownik energetyki wodnej.
Czy czysta energia rzeki jest rzeczywiście czysta?
Ciągłość ekosystemów rzecznych – konferencja PotamON 2019

Nagranie ze spotkania w dniu premiery raportu:
Link do pełnej wersji raportu:
Link do Ramowej Dyrektywy Wodnej
https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/HTML/?uri=CELEX:32000L0060&from=PL
Zdjęcie wpisu: Mała elektrownia wodna na rzece Szprotawa w Henrykowie. Trzy pokolenia: elektrownia wodna współcześnie, wcześniej młyn murowany cegłą, dawniej młyn murowany kamieniem. (autor Maciej Boryna; licencja CC BY-SA 4.0; https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Trzy_pokolenia_-Ma%C5%82a_elektrownia_wodna_na_rzece_Szprotawa_w_Henrykowie.jpg#/media/File:Trzy_pokolenia-_Ma%C5%82a_elektrownia_wodna_na_rzece_Szprotawa_w_Henrykowie.jpg)