
Fot 1. Typowa żółta bariera U12a [fot: Jacek Zalewski]
Czy jest jakiś element infrastruktury, który robi w naszym krajobrazie większą karierę niż bariera U12a? Poruszając się po drogach od Bałtyku po Tatry i od wschodu do zachodu, na pewno zwrócili Państwo uwagę na kilkusetmetrowe, a bywa że i wielokilometrowe ciągi tych giętych, ocynkowanych lub malowanych barierek, fi 48.3 mm. Stoją dumnie i ciasno jedna obok drugiej, jak ochroniarze na meczu wrogich drużyn. Najczęściej występują w stroju biało-czerwonym, ale też można spotkać wersje czysto żółte, albo kąśliwe jako osa, żółto-czarne. Zresztą paleta dostępnych kolorów jest znacznie bogatsza. Także bogaci muszą być Ci, którzy obstawiają nimi byle ścieżki rowerowe i chodniki i to wcale nie tylko gdy przebiegają one obok nawet mikro skarpy lub rowu. Dwumetrowy segment to koszt minimum 300 złotych + robocizna. Załóżmy, że oddzielona jest nimi od chodnika kilometrowa droga przez wieś, wtedy nakłady to lekko licząc 200 – 400 tys. złotych. Uf!!
Szukam powodu, dla którego barierowanie stało się tak popularne. W nieobowiązującym już Rozporządzeniu Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać drogi publiczne i ich usytuowanie z 1999 roku podawano mnóstwo warunków, które powodują konieczność stawiania barier. Rozporządzenie jest obecnie uchylone, ale część barier to pewnie jego efekty. Na końcu licznych wymagań na temat odstępów przeszkód, skarp i szeregu zagrożeń, warunków zapewne rozsądnych, był także taki „7. Dopuszcza się stosowanie bariery z elementami poręczy w celu oddzielenia ruchu pieszych od ruchu pojazdów.” To jeden z tropów, zapewne znajdziemy podobne w licznych rozporządzeniach budowlanych. Nie jest to trop jedyny, bo uderzająca jest powszechność i bezsensowność lokalizowania U12a, często zupełnie niezwiązana z zagrożeniem. Niestety masowo pojawiają się także przy ścieżkach rowerowych, co jest dla rowerzystów bardzo nieprzyjemne, grozi bowiem zahaczeniem kierownicą o barierkę. Można odnieść wrażenie, że inwestorzy i projektanci najchętniej pieszych i rowerzystów prowadziliby w korytarzach z siatki, barier i ogrodzeń. Przy drodze, w lesie, nad wodą, w parku i strefie przemysłowej. Równo, wszędzie. Bezpiecznie. Najlepiej z dala od drzew, które się na tychże pieszych ciągle walą, masowo spadających gałęzi, śliskich trawników, przepaścistych skarp, rowerów, samochodów i ..niestety też wody. I tutaj dochodzimy do sedna mojego wpisu. Dlaczego tak masowo odgradzamy się od wody?

Fot 2. Zbiornik o pionowych skarpach – ścianach (obwodnica Krakowa) z podwójnym płotem, a przecież było miejsce na zupełnie inny, rozległy, o łagodnych skarpach, obsadzony kwitnącymi krzewami.. [fot: Jacek Zalewski]
Przyczynę widzę przede wszystkim w jakimś absurdalnym trendzie, by skarpy czegokolwiek wykonywać w nachyleniu 1:1,5 lub najdalej 1:2. Strome. Wyraźne. Trapezowe. Wzmocnione kratkami betonowymi, geokratą, włókniną, obsypane kosztownie rumoszem skalnym lub nawet wyłożone kostką. Dzięki temu skarpy zabierają mało miejsca, projektant nie ma kłopotu mieszcząc się na działce inwestora, albo w granicach pasa drogowego czy pasa wyznaczonego na projekt i wywłaszczenie w ramach realizowania procedury ZRID, a objętość zbiornika jest maksymalizowana (koszt też – umocnienia!). A skoro mamy tak strome skarpy to rzeczywiście, trzeba uważać, by dzieci nie wpadły, nie utopiły się, bo kto weźmie odpowiedzialność.. „może pan weźmie skoro pan taki mądry..” itd.
I wtedy w sukurs przychodzi nam, projektantom, internet. Wpisujemy „barierka prefabrykowana” (bo przecież coś trzeba zaprojektować, no nie? A zamawiający nie zgodzi się na wykonanie delikatnych słupków na zamówienie, woli prefabrykat, fi 48.3 mm, prosty, trwały i pancerny) i proszę…bariera U12a w pełnej krasie i tysiącu odsłon.

Fot 3. Zdumiewająca masowość wobec brzydoty barierek U12a: internet pełen jest przykładów. [wybór: Jacek Zalewski]
Dobrze jeśli ktoś dobierze jeszcze przynajmniej ciemnozieloną, niknącą w nasadzanych krzewach. Ale nie – najczęściej króluje żółć lub wersja narodowa. Do tego super łatwo ściągnąć od producenta rysunek wykonawczy barierki, więc i dla projektanta szybka sprawa. Przecież projekt wygrał w przetargu po najniższej cenie, nie stać zatem projektanta na trwonienie czasu na dłuższe myślenie, jak uniknąć barierowania. Klient chce – klient dostanie. Co mi tam.

Fot 4. Gdyby przypadkiem ktoś przedarł się przez barierę U12a, napotka na szczęście drugą przeszkodę – 2 metrowy przemysłowy płot, do przeskoczenia górą. Szaleństwo grodzenia! [fot. Jacek Zalewski]
Tymczasem gdyby udało się wprowadzić łagodne skarpy, o nachyleniu 1:4, 1:5, zróżnicowane, wkomponowane w krajobraz, żadne grodzenie nie byłoby potrzebne. Bałtyk nie jest ogrodzony (jeszcze?), bulwary wiślane w Warszawie lub Krakowie także nie. Skąd więc ta nagła potrzeba grodzenia, barierowania, oddzielania nas od wody? Czy aż tak się wody boimy?
Drodzy architekci, drogowcy, wodniacy, UWAGA!!! My lubimy wodę.

Fot 5 Lubimy wodę! [fot. Jacek Zalewski]
Woda w mieście jest cenna. Lubimy nad nią wypoczywać. Lubimy moczyć nogi. Chlapać. Szukać przy niej ochłody. Zamiast barier zaproponujcie nam łagodne dojście do zbiornika, a za to nasadzajcie krzewy, jeśli chcecie ograniczyć dostęp do jego części. Szukajcie pomocy architektów krajobrazu – na pewno podpowiedzą lepsze niż barierka U12a rozwiązanie. Nie odgradzajcie nas od wody! Myślcie jak tego uniknąć, w każdym najdrobniejszym szczególe projektowania.

Fot 6. Jakim cudem to miejsce ostało się nie ogrodzone? Czyli jednak można. [fot. Jacek Zalewski]

Fot 7. A tutaj także można podejść do wody. Zaskoczenie? [fot. Jacek Zalewski]

Fot 8. A jednak można być blisko wody, nawet w mieście i to bez barierki. [fot. Jacek Zalewski]
