Dziś podzielę się z Wami felietonem, który ukazał się w styczniowym wydaniu miesięcznika Wodociągi i kanalizacja. Tekst powstał na bazie obserwacji zeszłorocznych, ale w tym roku sytuacja prawdopodobnie się powtórzy…

Lać czy nie lać, o to jest pytanie

Za chwilę skończy się rok 2019. Jak dla mnie był to rok wody. I to nie dlatego, że ktoś tak postanowił zanim się rozpoczął. Rok 2019 był rokiem wody, bo był to jeden z tematów dominujący w mediach. Susza, Skierniewice, majowa fala powodziowa, awaria w Warszawie i drugi rok funkcjonowania Wód Polskich. Te najgłośniejsze wydarzenia oraz wiele innych znanych na pewno lokalnie spowodowały, że przeciętny obywatel zwrócił większą uwagę na zasoby wody, podobnie jak i na zmiany klimatu. Dzisiaj chciałbym podzielić się swoimi przemyśleniami odnośnie suszy, a właściwie chwilowego nadmiernego poboru wody.

Stać mnie to leję

Wydawać by się mogło, że wszystko zaczęło się od Skierniewic. Zwiększony pobór wody na potrzeby podlewania trawników, upraw i napełniania basenów zbiegł się w czasie z awarią na ujęciu. W Skierniewicach deficyt w ilości dostarczanej wody był mocno odczuwalny, ale w wielu regionach kraju mieszkańcy notorycznie muszą mierzyć się ze zbyt niskim ciśnieniem, głównie wieczorem, gdy zraszacze pracują na pełnych obrotach. Apele czy zakazy nie zmieniają sytuacji, ale są na tą chwilę jedynym narzędziem, które jest stosowane, aby chociaż częściowo poprawić sytuacje. Niektórzy Czytelnicy bloga pisali do mnie co zrobić, aby sąsiad przestał podlewać trawnik i nie zabrakło wody w kranie w pozostałych gospodarstwach czerpiących wody z jednego wspólnego ujęcia. Bogaty sąsiad miał jedną odpowiedź: stać mnie to leję. I jak tu przemówić takiemu do rozsądku? Podobnie w sytuacji Skierniewic liczne komentarze i wypowiedzi w sieci pokazały, że apel nie był skuteczny. W pamięci utkwił mi jeden przykład myjni samochodowej: „apel o ograniczenie? Tak, wyłączyliśmy jedno z czterech stanowisk”. Osobnym tematem jest możliwość założenia podlicznika wody ogrodowej. Czy przy tegorocznej skali suszy i wynikających z niej apeli i zakazów ograniczenia zużycia wody do podlewania nadal powinna istnieć opcja założenia dodatkowego licznika, który zmniejszy koszty dla indywidualnych odbiorców narażając sąsiadów na deficyty wody?

Jakie lekarstwo przepisać pacjentowi?

Spadki ciśnienia w trakcie bezdeszczowej upalnej pogody były problemem nie tylko Skierniewic. Pierwszy apel o ograniczenie zużycia wody ogłosiło Jabłonowo Pomorskie, a zakaz wydano w gminie Dobrcz – obie gminy 26 kwietnia. Najwięcej apeli pojawiło się w okresie 10-14 czerwca, ale nowe pojawiały się aż do ostatniego dnia lipca, a najpóźniej ogłoszony apel pochodzi z 28 sierpnia z gminy Sławatycze. Pewnie dojdą jeszcze kolejne apele. Do tej pory sprawdziłem wszystkie gminy w województwie małopolskim, łódzkim, warmińsko-mazurskim i w trakcie pisania tego tekstu kończę lubelskie. Na liczniku 384 gminy. Jak przeciwdziałać temu zjawisku? Tym bardziej, że w kolejnych latach sytuacja będzie się zapewne powtarzać. Budować zbiorniki retencyjne, nowe ujęcia, edukować czy karać? A może podnieść cenę wody. W katalogu działań projektu planu przeciwdziałania skutkom suszy znajdziemy działania nastawione na edukację, zwiększenie lokalnej retencji, promocję ponownego wykorzystania wody deszczowej i szarej, m.in. do celów podlewania trawników. Ale jest też działanie dotyczące budowy nowych ujęć wód podziemnych, aby zabezpieczyć ciągłość dostaw dla potrzeb ludności w okresie suszy hydrologicznej. Ale czy któreś z tych rozwiązań jest w stanie efektywnie przeciwdziałać marnotrawstwu wody? Kiedy zmienimy swoje myślenie i zamiast zielonych angielskich trawników, przestawimy się na mniej wodochłonne formy upiększenia ogrodu? Na pewno powinniśmy skupić się na edukacji, szczególnie najmłodszych, bo długofalowo przynosi to najlepsze efekty. Ale w wielu regionach trzeba działać już teraz. Niestety społeczny brak akceptacji wzrostu cen czegokolwiek nie ułatwia podjęcia odpowiednich kroków, ale wzrost cen wody z wielu powodów wydaje się nieunikniony.

Ciekawym rozwiązaniem mogłaby być praktyka stosowana w Wielkiej Brytanii, gdzie przy zużyciu do poziomu średniego zapotrzebowania na podstawowe cele picia i gotowania, higieniczne i spłukiwanie toalety czy zmywania naczyń i prania, mamy jedną stawkę cenową, a powyżej tego poziomu jest stawka znacząco wyższa. Czy nasz sąsiad nadal twierdziłby, że go stać to leje? Chętnych do dyskusji zapraszam do kontaktu poprzez bloga.

Cały styczniowy numer miesięcznika Wodociągi i kanalizacja tutaj.

Więcej tekstów powiązanych z tym felietonem:

NOWE_logo_WK

Podobał Ci się mój artykuł? Możesz wesprzeć moją działalność darowizną i zostając moim Patronem lub Mecenasem
tutaj więcej informacji

Możesz też zarejestrować się poprzez poniższy formularz, aby otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach. Nie ujawnię nikomu Twojego adresu!