Przelały się ponad trzy miliony metrów sześciennych ścieków, ponad trzysta milionów metrów sześciennych wody wiślanej, a temat nadal jest przedmiotem publicznych i prywatnych dyskusji. Eksperci niezależnie od siebie mówią jednym głosem, że dla człowieka awaria nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia, a dla środowiska wodnego jest to kolejne zanieczyszczenie zesłane przez nas gatunek. Awaria trwała około 3 tygodni, a co z pozostałymi 49 tygodniami roku? Jak wygląda codzienność ekosystemów wodnych? Jak degradujemy je codziennie lub znacznie częściej i więcej, niż przy głośnej awarii? O tym przeczytacie w poniższym tekście.

Zanim przejdę do opisu codzienności warto zwrócić na uwagę na jedną rzecz. W poprzednim wpisie Chłodnym okiem o awarii w Warszawie oszacowałem, że po kilku kilometrach ścieki się rozcieńczą i częściowo zneutralizują. Od 28 sierpnia monitoring zaczął prowadzić Główny Inspektorat Środowiska. Codziennie pobierano próbki na Wiśle 50 metrów przez i za zrzutem ścieków, w Płocku, a po dwóch dniach także na wysokości miejscowości Kazuń Nowy – około 20 km poniżej zrzutu ścieków (przed Nowym Dworem Mazowieckim) i w Wyszogrodzie. Jak widać w poniższej tabeli 50 metrów poniżej zrzutu obserwowano przekroczenie wielu parametrów. Ale w miejscowości Kazuń nie było już po nich śladu – więc ścieki się rozcieńczyły i zadziałały procesy samooczyszczania. Jakość wody w Wiśle przed zrzutem oraz w miejscowościach Kazuń, Wyszogród i Płock była porównywalna. Nie będę teraz analizował każdego przekroczenia parametru wskaźnikowego, bo chodziło mi głownie o pokazanie ile parametrów było przekroczonych na poszczególnych stanowiskach i czy była jakaś powtarzalność w przekroczeniach. Jeśli będziecie mieć do nich pytania to piszcie w komentarzach. Teraz przejdę do codzienności.

wyniki_analiz
Parametry przekroczone w analizach wody prowadzonych przez GIOŚ.

Wiele wypowiedzi ekspertów uspokajających emocje zawierała informację, że rzeka poradzi sobie z awaryjnym zrzutem ścieków dzięki procesom samooczyszczania. I do tego wątku odnosiło się wiele komentarzy: “To po co nam oczyszczalnie ścieków, skoro rzeki sobie poradzą z zanieczyszczeniami?” Odpowiadam: Gdyby nie było oczyszczalni to wtedy mielibyśmy katastrofę ekologiczną ogólnopolską, a sinicowe zakwitów wody i martwe strefy w Bałtyku byłyby jeszcze większe.

Środowisko ma zdolność samooczyszczania, ale potrzebuje czasu i przestrzeni, żeby procesy zachodziły efektywnie. Bez oczyszczalni tempo dolewania zanieczyszczeń byłoby większe niż tempo ich usuwania. To tak jak ze szklanką wody. Jak ją zostawimy na stole to stopniowo wodą będzie z niej parować. Jak zaczniemy do niej dolewać wody w tempie większym niż parowanie do woda nam się wyleje ze szklanki i narobimy bałaganu 😉

Skąd zatem dolewamy zanieczyszczeń do środowiska? Zacznijmy od oczyszczalni ścieków. W tym temacie sytuacja znacząco się poprawiła w ostatnich latach, m.in. dzięki programom unijnym. Najłatwiej poszło w miastach. W obszarach wiejskich z racji rozproszenia zabudowy proces wymaga czasu i większych nakładów finansowych.

oczyszczalnie
Źródło: GUS, Ochrona Środowiska 2018

Ale branża ta ma swoje problemy. Małe oczyszczalnie są dość rozproszone, kontrolowane są 2 razy w roku przez wybrane przez nie firmy zewnętrzne, a kondycje finansowe gmin i podejście samorządów powodują, że czasami nie otrzymują one wystarczających środków na eksploatacje i modernizacje. A my jako społeczeństwo też chcemy jak najmniej płacić za odprowadzanie ścieków. Małe oczyszczalnie to 54% (1771 z 3273 – dane GUS z 2015) wszystkich oczyszczalni w kraju i nie są objęte rządowym programem, który wspiera finansowo ich modernizację. W efekcie małe rzeki mogą być regularnie zanieczyszczane niedostatecznie oczyszczonymi ściekami. Szerzej opisałem to w Zrzut nieoczyszczonych ścieków komunalnych – jak to jest możliwe?.

Jeśli niepokoi Was jakość ścieków oczyszczonych odprowadzanych do rzeki w Waszej okolicy to warto to zgłaszać do oczyszczalni i samorządu ją nadzorującego, a jak to nie pomoże to do lokalnego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. A jak nadal nie będzie efektów, to przecież wybory samorządowe są co kilka lat.

Ponadto cały czas wymyślamy nowe substancje i zużywamy coraz więcej różnych środków chemicznych. O ile istnieją różne normy i systemy znaków ostrzegawczych na opakowaniach, to często zapominamy, że nawet niewielkie ilości zanieczyszczeń trafiają z dużych obszarów do jednej oczyszczalni, szczególnie w dużych miastach. W skutek tego wiele mikrozanieczyszczeń trafia do oczyszczalni, które nie są dostosowane do usuwania wszystkich zanieczyszczeń (ich efektywność ocenia się na podstawie 5 wskaźników). Część z tych zanieczyszczeń zostanie oczywiście usunięta przy okazji procesów oczyszczania, ale jak pokazują badania zrealizowane w Austrii na 15 oczyszczalniach sporo z nich trafia do wód. Jak widać w poniżej tabeli w ściekach oczyszczonych znaleziono wiele substancji z listy szczególnie szkodliwych dla środowiska oraz innych mikrozanieczyszczeń. To, że są znajdowane to jedno. Gorszą informacją jest to, że wiele z nich przekracza normy jakości wody, więc gdy trafiają do rzeki stanowią zagrożenie dla ekosystemu. Naukowcy i specjaliści pracują na technikami usuwania tych zanieczyszczeń, ale niestety nie nadążają za tempem i ilością zanieczyszczeń wytarzanych przez człowieka.

Dlatego ważne są nasze indywidualne wybory – stosując ekologiczne środki czystości nawet na bazie octu i mydła (w sieci jest sporo takich przepisów) zmniejszamy ilość zanieczyszczeń, które trafiają do oczyszczalni i środowiska.

Bez tytułu.png

Oczyszczalnie to tylko jeden z elementów układanki i wszystko obraca się wokoło ich sprawności. Nie wiele osób w naszym społeczeństwie wie, że większość miast, szczególnie w centralnych częściach ma system kanalizacji tzw. ogólnospławnej. Jest to kanalizacja w której ścieki z naszych domów i miejsc pracy mieszają się z wodami opadowymi. Dopóki opady są małe to całość trafia do oczyszczalni, ale w przypadku opadów nawalnych istnieje zabezpieczenie, aby nie zmyło oczyszczalni z powierzchni. Są to przelewy burzowe, którymi nadmiar mieszanki ścieków i opadów przelewa się bez oczyszczania do rzek. Jak to wygląda? Można to zobaczyć na poniższych zdjęciach i filmie, które zrobiłem w Łodzi po 15 minutowej ulewie w trakcie, której spadło około 15 litrów na metr kwadratowy. Wszystko działo się na rzece Karolewce, która ma jakieś 2 kilometry długości – wszystko w kanale podmiejskim, a jej zlewnia to poniżej 5 km kwadratowych. Jak widać ścieki, które wpadają do rzeki to nie 1% przepływu, tylko na oko jakieś 1000% lub więcej. Teoretycznie rozporządzenie dotyczące wprowadzania ścieków do wód ogranicza ilość takich sytuacji do 10 rocznie, ale to nie mówi nic o ilości ścieków, które trafiają do wód. Poza tym przy zmianach klimatu, które powodują, że intensywne nawalne opady będą występować coraz częściej.

20190909_171933-COLLAGE (1).jpg
Przepływ w rzece Karolewka w Łodzi po chwilę po wieczornej ulewie (po lewej) i następnego dnia rano (po prawej).

Przy okazji opadów warto wspomnieć, że większość wód opadowych i roztopowych trafia poprzez kanalizację bezpośrednio do rzek bez oczyszczania. Jeśli już na wylotach są separatory to usuwają one tylko substancje ropopochodne i zawiesinę, przez które wiele zanieczyszczeń i tak przelatuje. Co można znaleźć w takich wodach opadowych z kanalizacji? Praktycznie wszystko co woda jest wstanie wymyć z powierzchni miasta: z ulic i chodników, dachów, trawników czy samochodów. W grupie tej mamy więc pestycydy, metale, sól drogową i wiele innych. Pisałem o tym w tekście Ścieki czy wody opadowe? – aspekty prawne a rzeczywistość. A zagadnienie soli drogowej opisuję w cyklu Sól drogowa.

I jak? Widzicie różnice pomiędzy zanieczyszczeniami, które trafiają codziennie do wód, a zanieczyszczeniami, które trafiły do Wisły w wyniku awarii w Warszawie? To jeszcze nie koniec. Bo wszystkie wymienione powyżej to zanieczyszczenia punktowe – czyli rura, która wprowadza zanieczyszczenia do wód. Stanowią one tylko część puli zanieczyszczeń, mniejszą część.

Większość zanieczyszczeń trafia do wód ze źródeł obszarowych. Czyli wszystko co jest wymywane do strumieni, rowów i rzek oraz jezior z pól uprawnych, nieskanalizowanych obszarów miejskich, lasów, łąk i pastwisk. Skalę problemu dobrze pokazuje publikacja dotycząca zanieczyszczenia morza Bałtyckiego azotem i fosforem (Kiedrzyńska i in., 2014). 92% ładunku fosforu i 95% ładunku azotu trafia do morza wszystkimi rzekami. Z czego 41,4% fosforu i 42,7% azotu pochodzi właśnie ze źródeł obszarowych, a 18,4% fosforu i 11,4% azotu z punktowych źródeł zanieczyszczeń. Pozostała ilość to źródła niezidentyfikowane oraz tzw. tło naturalne, czyli azot i fosfor, które dopływały by do morza, gdyby człowieka nie było. Temat zanieczyszczeń obszarowych zgłębię w kolejnym wpisie, bo i tak już się rozpisałem, ale chciałem Wam pokazać jak najpełniejszy obraz sytuacji dotyczących zanieczyszczeń, które trafiają w wyniku naszej działalności do rzek, i że awaria warszawska jest kolejną dawką w całej puli zanieczyszczeń, a została przedstawiona niczym katastrofa, która spowoduje, że przez lata Wisła poniżej Warszawy to będzie martwa rzeka.

Autorka grafiki wpisu – jurczynska.com

Podobał Ci się mój artykuł? Możesz wesprzeć naszą działalność darowizną, zostając naszym Patronem
tutaj więcej informacji

Możesz też zarejestrować się poprzez poniższy formularz, aby otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach. Nie ujawnię nikomu Twojego adresu!

Literatura i materiały uzupełniające:

  1. GUS. Ochrona Środowiska 2018.
  2. Clara, M., Windhofer, G., Weilgony, P., Gans, O., Denner, M., Chovanes, A., Zessner, M. 2012. Identification of relevant micropollutants in Austrian municipal wastewater and their behaviour during wastewater treatment. Chemosphere, 87 (11): 1265-1272.
  3. Kiedrzyńska, E., Jóźwik, A., Kiedrzyński, M., Zalewski M. 2014. Hierarchy of factors exerting an impact on nutrient load of the Baltic Sea and sustainable management of its drainage basin. Marine Pollution Bulletin, 88: 162-173

Czytaj więcej:

Trują nas na potęgę?! Przerażające wyznanie pracownika polskiej oczyszczalni ścieków.